Czy chrześcijaństwo jest religią penalizującą



Zadajemy sobie dzisiaj pytanie czy nasza wiara nas zniewala poprzez system zakazów, nakazów i kar za ich przekroczenie, krępujących naszą wolę, wręcz zniewalających nas; czy jest ona religią penalizującą. 

W chrześcijaństwie, jak i w pozostałych religiach monoteistycznych – judaizmie i islamie – obowiązuje wiele przepisów, zasad, nakazów i zakazów. Podajmy, jako przykłady, te najbardziej rzucające się w oczy otoczeniu: Dekalog, przykazania kościelne, przepisy postne.
W różnych odłamach chrześcijaństwa niektóre przepisy są zróżnicowane, ich naruszenie powoduje zróżnicowane konsekwencje, niemniej one istnieją i niewątpliwie w bardzo istotny sposób regulują życie wyznawców danej religii, nakładając na nich obowiązki i zabraniając pewnych działań. Tak więc, na pytanie czy chrześcijaństwo to nakazy i zakazy, musimy odpowiedzieć że tak, chrześcijaństwo ma cały system reguł i związanych z nimi konsekwencji w przypadku ich przekroczenia. Religia nadaje kierunek naszemu życiu, w pewnym sensie ogranicza naszą wolność lub swobodę działania, ale czy można twierdzić że nas zniewala?

To pytanie, i próba odpowiedzi na nie, wymaga rozwinięcia, wyjaśnienia sobie co rozumiemy pod pojęciem wolności, oraz czy nasza religia sprowadza się tylko do zakazów i nakazów, a więc czynników o charakterze negatywnym, raczej demobilizującym, hamującym naszą aktywność, czy też są w niej elementy stwórcze, zachęcające i mobilizujące do działania, a jeśli tak, to w którym kierunku. 
Co to znaczy być wolnym, co to jest wolność? Wg definicji słownikowej wolność to brak przymusu, możliwość dokonywania swobodnego wyboru spośród wszystkich możliwych opcji. Filozofia i teologia rozważają pojęcie wolności od niepamiętnych czasów i na wiele różnych sposobów. Nie czas tutaj, nie miejsce i nie moja wiedza, by je wszystkie omawiać szczegółowo. Na teraz możemy sobie nieco uprościć sprawę i rozważać dwa ujęcia wolności: wolność zewnętrzną oraz wolność wewnętrzną. Wolność zewnętrzna występuje wówczas, gdy brak jest osobistego zniewolenia, jak np. przez więzienie czy niewolnictwo, brak ograniczeń instytucjonalnych takich jak wolności słowa, zgromadzeń itp., albo też zwyczajowych np. nacisku rodziny, czy wynikających z warunków  naturalnych, np. jakaś katastrofa. Wolność wewnętrzna oznacza, iż moje decyzje są absolutnie niezależne od wszelkich uwarunkowań zewnętrznych, w sposób autonomiczny wynikają z moich przekonań religijnych, moralnych, czy etycznych. Trzeba sobie zdać sprawę, że te dwie wolności mogą być wzajemnie w opozycji. Tak się dzieje np. w przypadku męczenników, którzy mimo zniewolenia zewnętrznego, prowadzącego aż do fizycznego unicestwienia, zachowują wewnętrzną wolność i trwają przy swoich przekonaniach. Tutaj aż się prosi by przytoczyć uwagę Chrystusa, zanotowaną przez ewangelistę Mateusza: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą – to są właśnie te dwa aspekty wolności.

Bóg stworzył człowieka jako istotę wolną i rozumną, mającą panowanie nad wszystkimi swoimi czynami. Ta wolność jest zakorzeniona w rozumie. Szanując tę wolność Bóg dopuszcza nawet to, że człowiek się Mu sprzeciwi, aż do całkowitego odrzucenia Go. Chrześcijaństwo jest więc religią ludzi absolutnie wolnych wolnością wewnętrzną, nawet, gdy są zniewoleni zewnętrznie. Inną kwestią jest natomiast świadomość konsekwencji naszych wolnych wyborów, naszego sposobu korzystania z wolności. W społeczeństwach zorganizowanych, niezależnie od rangi danego związku, czy to będzie państwo czy tylko klub sportowy, niezależnie od religii, obowiązują pewne zasady współżycia i postępowania, zapewniające harmonię, bezpieczeństwo i współpracę w osiąganiu przyjętych celów. Jest to cały system ustawodawczy oraz odpowiednie sposoby egzekwowania posłuszeństwa. W takim społeczeństwie każde wykroczenie przeciwko obowiązującym w nim zasadom podlega karze, zwykle ustalonej w odpowiednim systemie prawnym i uzależnionej od rodzaju winy. W skali państwa może to być kodeks karny za kradzież, zabójstwo itp., a może też być np. odmowa udzielenia kredytu przez bank, który zawiódł się na mojej rzetelności w spłacaniu długów, w klubie piłkarskim może to być żółta kartka w czasie meczu. Te kary z reguły są nakładane bezpośrednio po ujawnieniu przekroczenia i w sposób całkowicie czytelny do tego przekroczenia się odnoszą. Tak więc świadomość tych przepisów i kar ogranicza naszą wolność, tę, którą określiliśmy jako zewnętrzną.

Jak to wygląda w przypadku religii, u nas, w chrześcijaństwie? Nasze główne zasady wynikają z Dekalogu, a ten został przez Chrystusa niejako skondensowany do dwóch przykazań: Miłości Boga ponad wszystko i Miłości bliźniego jak siebie samego. Obydwa te przykazania mają charakter stwórczy, są wyraźnym nakazem działania, i to działania ku dobru i w zasadzie odnoszą się do tej wolności, którą określiliśmy jako wewnętrzną. Jest to nakaz ingerujący w jakiś sposób w tę wolność, ale jeśli się to nam nie podoba, to z racji tej właśnie naszej wolności możemy przecież odrzucić Boga, a wówczas ten nakaz przestanie nas interesować.

Co się dzieje, gdy któreś z tych przykazań, lub reguł z nich wynikających, przekroczymy?  W naszym, chrześcijańskim ujęciu, mówimy wówczas o grzechu, karze za grzech, pokucie, zadość uczynieniu i w ostatecznym rozliczeniu o zbawieniu lub potępieniu. Pojęcie grzechu, pokuty i rozgrzeszenia zmieniało się w miarę rozwoju chrześcijaństwa, to temat raczej dla teologów, nie dla mnie. Ja zamierzam tylko opowiedzieć jak ja sam postrzegam Bożą sprawiedliwość i Boże Miłosierdzie, a więc jak Bóg egzekwuje posłuszeństwo regułom naszej wiary. Przez kilka ostatnich stuleci dominowało w nauczaniu religii pojęcie Boga, jako sędziego sprawiedliwego, który za zło karze, a za dobro nagradza. Ostatnio przeważa tendencja do zmniejszania nacisku na czystą sprawiedliwość, na rzecz miłosierdzia. Nie wiem jak jest naprawdę, ale ja widzę Dekalog nie jako zestaw bezwzględnych zakazów, po których przekroczeniu zostajemy przypiekani ogniem piekielnym, ale jako zestaw ojcowskich rad i wskazówek jak postępować, byśmy sobie i bliźnim nie zrobili krzywdy.
Zacznijmy od Biblii. Gdy czyta się Stary Testament fragmentami, odnosi się wrażenie że gdy Naród Wybrany był posłuszny Bogu, to wyrzynał do nogi i łupił swych wrogów. Gdy tylko odstąpił od posłuszeństwa to wrogowie wyrzynali i łupili Izraela. W rozumieniu wczesnego Narodu Wybranego istniał bezpośredni związek przyczynowy pomiędzy przekroczeniem zasad religii, a Bożą karą za to. Ale gdy się spojrzy na ten sam Stary Testament jako na całość, okazuje się, że jest on nie tyle historią Bożego dyscyplinowania Izraela poprzez nagrody i chłosty, ile relacją o tym, jak Bóg swój Naród Wybrany wychowywał, i jak ten naród powoli i z niemałym trudem dojrzewał do zrozumienia Bożej miłości i Bożego Miłosierdzia, obejmującego, bez wyjątku, całą ludzkość i stojącego ponad naszym ludzkim pojęciem sprawiedliwości.

Wątek miłosierdzia, stojącego ponad ślepą sprawiedliwością, a więc nie prawa ściśle kontrolującego nasze życie, ale troski o nas i przestrogi przed niebezpieczeństwem, które sami na siebie możemy ściągnąć, pojawia się w Biblii niemal od pierwszych rozdziałów. Nie było jeszcze wtedy Dekalogu. Był tylko jeden jedyny zakaz: nie będziesz jadł owocu z drzewa poznania dobra i zła. Adam i Ewa zjedli i zostali za to ukarani. Była kara, ale nie nakładał jej tyran, lecz Ojciec. Bóg wiedział, że człowiek nie posiądzie wprawdzie całej wiedzy, równej wiedzy Boga, ale w swej zarozumiałości zacznie tę cząstkę, którą posiądzie, niewłaściwie używać, ku swojej własnej szkodzie. Przykładami mogą być znajomość budowy atomu, którą wykorzystaliśmy do budowy broni nuklearnej, lub manipulacje genetyczne oraz z ludzkim życiem. Dlatego tego owocu zakazał. Podobnie bratobójca Kain został ukarany, ale dostał znamię chroniące go przed odwetem otoczenia. Taki odwet mógłby sprowokować kolejną akcję agresji, i spirala zła nakręcałaby się, czego przykład mamy współcześnie nie tylko w zwyczajach wendetty na Bałkanach czy na Sycylii, ale i wśród nas samych, zawsze skłonnych do oddania pięknym za nadobne.
Były to kary, ale nakładane z miłością, bo Bóg nakładający karę wiedział, że człowiek nieposłuszeństwem sam sobie przysparza kłopotów. Bóg zna konsekwencje naszych wyborów, i odwodzi nas od tych, które bezpośrednio, albo rykoszetem, uderzą boleśnie w nas samych. Bo miłość może karać, a nawet musi karać, by osobę miłowaną zawrócić z drogi, która jest dla niej niebezpieczna. Matka karze nieposłuszne dziecko nie dla swojej satysfakcji, ją przecież serce boli, ale karze, bo wie, że jest to elementem wychowania. Ukaranego dziecka nie odrzuca, kocha je nadal, nawet, jeśli ponownie nabroi. Bóg zakazując nam czegoś, jak w drugiej tablicy Dekalogu, de facto nie zakazuje bezwzględnie, tylko ostrzega. I jeśli zakaz przekroczymy, nie karze natychmiastową chłostą. Potwierdza to Chrystus odpowiadając na pytanie w sprawie niewidomego, czy zgrzeszył on sam, czy jego rodzice. Chrystus odpowiada wyraźnie, że ani on, ani jego rodzice, że jego ślepota nie jest bezpośrednią karą za grzech.

Bóg dając przykazania nie odbiera nam wolnej woli, pozostawia nam wybór, ale odradza zabójstwo, kradzieże, cudzołóstwo itd., bo wie, czym się to może skończyć nie tyle ze względu na Jego natychmiastową ingerencję, ile jako następstwo faktów. Księga Powtórzonego Prawa przytacza jedną z mów Mojżesza, który mówiąc w imieniu Boga, stawiał swój naród przed wyborem: „oto kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz zatem życie, abyś mógł żyć ty i twoje potomstwo”. Do Narodu, do samych ludzi, należała więc decyzja co wybiorą. Po pięciu stuleciach prorok Izajasz przypomina o tym, tak wołając: Tak mówi Pan, twój odkupiciel, Święty Izraela: «Ja jestem Pan, twój Bóg, pouczający cię o tym, co pożyteczne, kierujący tobą na drodze, którą kroczysz. O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się pokój twój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Tutaj znowu jest wyraźne podkreślenie swobody wyboru, jaką miał Naród, tym razem zresztą złego, bo doprowadził do wielu tragedii w dziejach  Ludu Bożego.

Życie według Dekalogu, według zasad naszej wiary, nie jest bynajmniej życiem w niewoli despoty, czuwającego byśmy przypadkiem nie naruszyli jego rozkazów. Wręcz przeciwnie, konsekwencja w życiu wiarą, ale naprawdę konsekwencja, nie wybiórczo jak w chińskim bufecie, prowadzi do pokoju i harmonii w społeczeństwie.
Wróćmy jeszcze do rozważań o naturze naszej wolności, o jej aspekcie wewnętrznym i zewnętrznym. Poruszamy się w takiej, nazwijmy to “szarej strefie”, gdzie te wolności nie dadzą się dokładnie zidentyfikować, ale takie rozróżnienie pomoże w dalszych rozważaniach. Człowiek rodzi się bez udziału własnej woli, nie ma też nic do powiedzenia w jakim społeczeństwie i w jakich okolicznościach się rodzi, niemniej z racji samego urodzenia jest już 
zewnętrznie zniewolony regułami życia danego społeczeństwa. Jego wewnętrzna wolna wola może się buntować, ale niczego w tej kwestii nie zmieni bez wpadnięcia w konflikt z społeczeństwem. Ten sam człowiek w pewnym wieku postanawia zapisać się do klubu sportowego. Jest to już jego całkowicie wolna wola i może ją zrealizować. Ale od tego momentu całkowicie dobrowolnie poddaje się dodatkowemu zewnętrznemu zniewoleniu przez wymogi regulaminu klubu i wybranej dziedziny sportu.

A jak to jest w religii – u nas, chrześcijan? Możemy zostać włączeni w społeczność chrześcijańską poprzez chrzest z woli rodziców, wówczas my, jako małe dzieci, nie bierzemy udziału w podejmowaniu tej decyzji, ale w wielu przypadkach decyzję o chrzcie podejmują osoby dorosłe, i wówczas jest to ich autonomiczna decyzja. W obydwu przypadkach fakt ochrzczenia narzuca pewne wymogi w życiu. Jeśli te wymogi w jakiś istotny sposób nas uwierają, możemy religię porzucić, od tych wymogów się uwolnić naszą własną, autonomiczną decyzją. Jesteśmy wówczas ponownie wolni. Ale czy jest to rzeczywiście  całkowita wolność? Nadal jesteśmy przecież członkami jakiejś społeczności, i jesteśmy poddani jej regułom strzeżonym przez jej system kar. Na marginesie warto wspomnieć, że żadne z przykazań na drugiej tablicy Dekalogu, ani prawo o miłości podane przez Chrystusa, nie stoi w sprzeczności z prawem świeckim, wręcz je umacnia. Dekalog zresztą zawiera wszystkie elementy praw znanych w ówczesnym świecie i aż do dzisiaj.

Teraz kwestia odpowiedzialności za nasze wybory i za ewentualne naruszenie obowiązujących zasad. Znowu napotykamy na istotny problem poruszania się w dwóch obszarach. Wszystkie nasze rozważania z konieczności odnoszą się do naszych ziemskich pojęć i warunków. W zakresie wolności takiej, którą nazwaliśmy zewnętrzną, jest to zupełnie wystarczające. Coś przeskrobałem, odpowiadam “cieleśnie”, tu i teraz, będzie to sąd, kryminał, kara finansowa itp. Moja wolność wewnętrzna pozostaje niejako bezkarna, nadal mogę myśleć o sprawie co chcę, nikt nie ma do tego wglądu.
W przypadku rozważań dotyczących religii, w grę wchodzi zupełnie inny zakres pojęć, sytuacji z innej rzeczywistości i z innego świata, których niestety nie znamy zmysłowo, możemy sobie je tylko przybliżać wyobraźnią wspartą symbolami znanymi tu, na ziemi. Nasze przekroczenie zasad wynikających z religii tylko w niewielkim stopniu będzie podlegało wyraźnie odczuwalnym konsekwencjom. Świadomie pomijam tutaj społeczny aspekt każdego grzechu, oraz jego dalekosiężne konsekwencje, które często nawet trudno skojarzyć z naszym niegdysiejszym postępkiem – to znowu jest samodzielny temat.  Ale zgrzeszyliśmy w czymś, cóż nam teraz, fizycznie, może zrobić Kościół, jako nasza religijna społeczność i w pewnym sensie władza? Jest pokuta, tak, ale przecież brak Kościołowi środków fizycznego wyegzekwowania jej. W pewnych, rzadkich przypadkach, może być nałożona ekskomunika, ale nawet to nadal nie narusza mojej wolności wewnętrznej, a i ta zewnętrzna właściwie nie zostaje naruszona, bo nadal brak możliwości jej fizycznego egzekwowania. Nasza rzeczywista odpowiedzialność za wybory i decyzje wolnej woli podlegają ocenie i konsekwencjom dopiero “na tamtym świecie”, a my tam, niestety, wglądu nie mamy. Wiemy tylko, od Apostoła Jakuba i z wielu przekazów Biblii Starego Przymierza, że „miłosierdzie jest przed sprawiedliwością”. A co do tzw. kary wiecznej, to wydaje mi się, że jest ona nie tyle dosłownie karą, ile raczej prostą konsekwencją wyboru, dokonanego naszą wolną wolą, w którym, niczym nie przymuszani, odrzuciliśmy Boga i Jego zasady, a Bóg ten wybór uszanował.

Na koniec popatrzmy jeszcze raz na to nasze rzekome zniewolenie. Bóg jest Miłością, i nas wzywa do podobnej miłości. Wzywa, ale nam pozostawia wolny wybór i decyzję. Dał ogólne rady, wskazówki, Dekalog i Błogosławieństwa, ale na bieżąco, w każdej konkretnej sytuacji, mogę ja sam decydować i wybierać. Czy wolność oznacza, że wszystko mi wolno, bez żadnych ograniczeń i konsekwencji? Podoba mi się samochód na parkingu, więc go ukradnę, jestem przecież wolny w swych wyborach. Tylko, jeżeli komuś spodoba się mój samochód i on, też wolny, mi go ukradnie, to czy ja będę z tego zadowolony? Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Miłuj bliźniego jak siebie samego - nie czyń bliźniemu tego, czego nie chciałbyś, by czyniono tobie.

Nie sądzę, by tak patrząc na naszą religię, można mówić o jej penalizującym charakterze w naszym – ziemskim – doczesnym rozumieniu; rozliczenie na pewno nastąpi, nie ma co do tego wątpliwości, ale to stanie się później. 


 JuR         listopad 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje uwagi